Czy dystrybucje rolling release nadają się dla zwykłego „Kowalskiego”? Moim zdaniem – tak!

PxHere

Od dawna krąży opinia, że dystrybucje typu rolling release to domena geeków, administratorów i linuksowych „świrów”, którzy pół dnia spędzają w terminalu. Ale wiecie co? Moim zdaniem – i podkreślam, że to moja prywatna opinia – to nie jest prawda.
Przykłady? Proszę bardzo: openSUSE Tumbleweed, którego testowałem w ramach serii „Distro Miesiąca”, czy mój prywatny system – CachyOS. Oba są szybkie, stabilne i naprawdę nadają się nawet dla typowego użytkownika, którego nazwijmy umownie „Kowalskim”.

Stabilność przede wszystkim

Kiedy ktoś słyszy „rolling release”, od razu myśli: niestabilne, popsuje się, lepiej nie dotykać. Tymczasem w praktyce wygląda to zupełnie inaczej.
CachyOS i openSUSE Tumbleweed są dla mnie dowodem, że rolling może być stabilniejszy niż niejedna „konserwatywna” dystrybucja. Dlaczego? Bo oferują nowoczesne jądro, świeże sterowniki i aktualne środowiska graficzne, które lepiej działają na nowym sprzęcie.

PxHere

Dla przykładu – openSUSE Leap z KDE na (może nie najnowszym) laptopie potrafił chodzić jak muł. Kernel był stary, Plasma stara, efekty zarządzania energią słabe. Po przejściu na Tumbleweed – od razu czuć różnicę: bateria trzyma lepiej, wentylator się nie męczy, system chodzi płynniej. To są konkretne korzyści.

„Kowalski” wcale nie musi znać terminala

Drugi argument, który ciągle słyszę: „rolling wymaga terminala, bo inaczej się nie da”.
Nie zgodzę się. openSUSE ma narzędzia graficzne, które pozwalają skonfigurować praktycznie wszystko. W CachyOS też można spokojnie poradzić sobie bez znajomości dziesiątek komend – graficzne menedżery pakietów są wygodne i działają. Terminal jest opcją, a nie koniecznością.

Dla „Kowalskiego” to oznacza jedno: można po prostu używać systemu, nie rozkminiając co chwilę: „jaka to była ta komenda?” albo: ” w Windows to było inaczej!”

PxHere

Linux ≠ Windows

I tu dochodzimy do ważnego punktu: Linux to nie Windows. Jeśli ktoś wchodzi w świat Linuksa, to powinien – choć odrobinę – zmienić swoje podejście.
Wybieranie dystrybucji, która jest łudząco podobna do Windowsa, moim zdaniem nie jest najlepszą drogą. Dlaczego? Bo Linux to inna filozofia i inne rozwiązania. Lepiej się tego nauczyć na początku, niż potem walczyć z przyzwyczajeniami.

Dla kontrastu:

  • GNOME (np. w wersji 48) – kompletnie inne podejście niż Windows. Paradoksalnie często polecane na start i to ma sens, bo nie udaje niczego innego.
  • Linux Mint z Cinnamonem – wielu mówi, że „najlepszy wybór dla początkujących”. Ja się nie zgadzam. Dla niektórych tak, ale to wcale nie jest złoty standard. Próbuje natomiast udawać Windowsa…

Nie ma „najlepszej dystrybucji”

I to jest wniosek, do którego dochodzę: nie istnieje jedna najlepsza dystrybucja. Każdy ma inne potrzeby i oczekiwania.
Dla jednych wystarczy Windows – bo wygoda, bo nie obchodzi ich prywatność. Inni wybiorą macOS, bo „Apple to Apple”. Jeszcze inni – Linuxa, szukając idealnego dla siebie rozwiązania, bo jest ich całe mnóstwo.

W tym właśnie tkwi przewaga Linuksa – ogromny wybór.
I nie chodzi o to, żeby wskazać „jedyną słuszną dystrybucję dla Kowalskiego”. Chodzi o to, żeby znaleźć coś dla siebie. To wymaga czasu, testów, czasem frustracji… ale finalnie naprawdę warto.

Podsumowanie

Rolling release? Moim zdaniem tak, jak najbardziej nadaje się dla zwykłego użytkownika.
Dają stabilność, nowoczesność i brak konieczności ciągłych reinstalacji systemu. „Kowalski” nie musi znać terminala, nie musi też wybierać systemu podobnego do Windowsa. Wystarczy, że podejdzie do Linuksa z otwartą głową i znajdzie to, co mu pasuje.

Linux to wybór. I w tym właśnie tkwi jego siła.

Salut! 🫡

Wpadnij na Mastodon, zaobserwuj i zostań na dłużej… Jest za darmo 😉

💬 Masz ochotę zostawić ślad po sobie? Napisz komentarz, udostępnij wpis albo dołącz do grona obserwujących!
☕ A jeśli chcesz dodatkowo postawić mi kawę i dorzucić cegiełkę do rozwoju strony – będzie to świetna motywacja do dalszego pisania.

Wesprzyj Bloga👍
Udostępnij wpis na:
guest
6 Komentarze
Najnowsze
Najstarsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
niebonie
niebonie
5 dni temu

Nie. Dystrybucje ciągłe wymagają regularnych aktualizacji. Pół roku prześpisz i system może się posypać po takiej aktualizacji. Automatyczne aktualizacje, z instalacją, oznaczają że nie masz kontroli co i kiedy się zaktualizuje. Użytkownik dystrybucji ciągłych jest niewolnikiem aktualizacji. Na serwerach używa się stabilnego oprogramowania. Czy jest jakaś dystrybucja ciągła instalowana na serwerach?

niebonie
niebonie
5 dni temu
Odpowiedź do  Yattaman

Przerabiałem aktualizacje na Manjaro. Inny przykład to Ubuntu. Co pół roku masz nową wersję. Czy ktoś zaleca aktualizowanie Ubuntu do nowej wersji co pół roku? Zwykle polecali trzymać się wydań LTS. Z perspektywy gracza i użytkownika nowego komputera dostęp do nowego oprogramowania jest ważny ale nie jesteście jedynymi użytkownikami linuksa. 🙂

Albedo 0.64
Albedo 0.64
6 dni temu

W ostatnich latach dystrybucje ciągłe dokonały dużego postępu pod względem stabilności ale jak zwykle, zawsze jest jakieś „ale”. Nie spotkałem się jeszcze z systemem, którego nie trzeba resetować/reinstalować po pewnym czasie. To tylko kwestia czasu i ilości nagromadzonych błędów. Dla mnie jedyną zaletą rolling release są najnowsze wersje pakietów na nowy sprzęt lub dla graczy. Gdyby z Tumbleweed było tak cudownie to SUSE nie bawiłoby się w wydawanie pośredniej wersji Slowroll, która ma zapewnić większą stabilność (czytaj: bezawaryjność). A dla „Kowalskiego”? Atomowe immutable które nie pozwalają na ingerencje w pliki roota a wszystko dzieje się w przestrzeni użytkownika. Gdybym instalował system dla „cioci Kloci” lub innego lamera to wybrałbym VanillaOS, FydeOS, Fedora Silverblue itp.

Przewijanie do góry
6
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x