Jak SmartScreen prawie mnie złamał…

Kiedy zaczynałem kleić własny program, byłem przekonany, że najtrudniejsze będzie samo szukanie i sklejenie funkcji. Skleić funkcję, zrobić interfejs, przetestować – proste, prawda? Ha, jakie to było naiwne…

…i kilka słów o tym, że „klejenie” programu to nie bajka

Pierwsze ostrzeżenie pojawiło się już po pierwszym uruchomieniu mojego EXE (choć nie na każdym) na Windowsie: SmartScreen. „System Windows ochronił ten komputer”. Patrzyłem na ten komunikat jak na obcą cywilizację. Przecież ja nic złego nie zrobiłem! To miał być prosty, niewinny program, który nikomu nie zaszkodzi. A tu system patrzy na mnie podejrzliwie, jakbym próbował włamać się do jego wnętrza.

Szybko okazało się, że problemem jest… brak podpisu cyfrowego. Certyfikat, podpis – coś, o czym wcześniej nawet nie miałem pojęcia. A teraz okazało się, że bez tego Windows nie pozwoli mojej aplikacji normalnie działać i każdy użytkownik zobaczy ostrzeżenie. Certyfikaty kosztują. I to niemało. Siedząc nad tym w nocy, przeglądając oferty i poradniki, czułem się trochę jak w grze logicznej: „Jak tu obejść system, nie wydając fortuny?”

Walka trwa…

Nie jest łatwo. Szukam darmowych rozwiązań, kombinuję, czytam, próbuję podpisywać program własnym certyfikatem testowym… i w międzyczasie zajmuję się wszystkim innym, co składa się na moją „hobbystyczną działalność”: stroną programu, blogiem, dokumentacją, aktualizacjami. A do tego jeszcze praca, rodzina i sen, który staje się luksusem.

Czasami siadam o północy, patrzę na ekran i myślę: „Czy naprawdę warto?” Ale potem przypominam sobie, że robienie czegoś własnego, w pełni samodzielnie, ma swój urok. To nie tylko klejenie kodu. To nauka cierpliwości, zarządzania czasem, radzenia sobie z frustracją i wymyślania kreatywnych sposobów na rozwiązywanie problemów, o których wcześniej nawet nie miałem pojęcia.

Mimo zmęczenia i licznych nieprzespanych nocy, każda drobna wygrana daje satysfakcję. Gdy w końcu uda się ominąć SmartScreen, gdy program będzie działał bez ostrzeżeń, poczuję coś w rodzaju małego zwycięstwa – taką nagrodę za każdy poświęcony wieczór, każdą godzinę spędzoną na researchu, za każdą chwilę, kiedy wydawało mi się, że skończy mi się cierpliwość.

Nie chcę jednak koloryzować – zmęczenie jest realne. Codziennie balansuję między projektem, pracą zawodową, rodziną i resztą życia. Czasem mam wrażenie, że mój „kalendarz” i mój własny program rywalizują o to, kto mnie bardziej wykończy. Ale może właśnie w tym jest cała zabawa: w tej walce z technologią, w tej drodze od pomysłu do działającego programu, w każdej drobnej przeszkodzie, która uczy czegoś nowego.

Także jeśli kiedykolwiek planujecie wydać własną aplikację na Windows – pamiętajcie: klejenie kodu to dopiero początek. Reszta to batalia z podpisami, certyfikatami i własnym zmęczeniem. Ale kiedy w końcu wszystko zadziała, satysfakcja będzie… nie do opisania.

Salut! 🫡

Wpadnij na Mastodon, zaobserwuj i zostań na dłużej… Jest za darmo 😉

Jeśli chcesz wypróbować program, jest dostępny tutaj: SerwisApp

💬 Masz ochotę zostawić ślad po sobie? Napisz komentarz, udostępnij wpis albo dołącz do grona obserwujących!
☕ A jeśli chcesz dodatkowo postawić mi kawę i dorzucić cegiełkę do rozwoju strony – będzie to świetna motywacja do dalszego pisania.

Wesprzyj Bloga👍

Udostępnij wpis na:
guest
2 Komentarze
Najnowsze
Najstarsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Wolność w Kieszeni
Wolność w Kieszeni
3 dni temu

Trzymaj tam się i nie poddawaj! Ewentualnie zrób przerwę żeby siebie nie wypalić i jazda dalej 🙂
btw. jak jeszcze miałem windowsa jako zapas na dualboocie, to pierwsze co robiłem to skrypt do trwałego usunięcia defendera i windows update 😛

Przewijanie do góry
2
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x